2008-07-24

4 dni poza domem


Spędziłam z Guciem kilka dni u rodziców Łukaszka i Julki.
Ranki wyglądały tak jak wyżej: dzieci na tratwie (wokół ocean) oglądają bajkę i czekają na śniadanie:)

Piaskowo podwórkowe zabawy mogłyby iść o niebo lepiej, gdyby nie to, że Gucio zwykle dość szybko stwierdza "jestem smokiem" i tratuje wszystko....

W przyszłym roku zasadzimy sobie jarzębinę. Jest piękna i świetnie nadaje się do zabawy!

Między chłopakami coraz więcej interakcji... coraz więcej rozmów, porozumienia i w ogóle "zauważenia" się na wzajem.

Wypatrywanie samochodu rodziców....

Nie ma to jak mieszkanie pod miastem - o krok są takie tereny spacerowe, że aż dech zapiera. Gucio przeszedł swoją najdłuższą w życiu trasę - przez dwie godziny prawie cały czas był na nogach. Pod koniec zaczął mówić : "nie ma rady, nie ma rady..." i Wojtek wziął go na barana.Ze względu na Helenkę, ja już przestałam Gucia nosić...

Po drodze opychaliśmy się wiśniami i czereśniami. Gutek razem z pestkami....Mniam!

Jula ma swoje dziewczęce upodobania, ale chłopakami rządzi jak herszt;)

Co chwila znajdowaliśmy coś wartego uwagi: bocian przechadzał się w trawach, krety pozostawiały swoje kopczyki, świerszcze nie uciekały... nie mówiąc już o pięknych sarnich, zajęczych i końskich kupach. Dla chłopaków - raj!


A każdy wieczór kończył się tak:)

Trudno się dziwić, że kiedy dziś Gucio zobaczył Marcina, zaczął wołać:"tata dom nie, dom nie!"

Brak komentarzy: