2009-09-27

Zero

Zero szans na wegetariańskie dziecko... Gucio jest typowo mięsożerny, ale miałam jeszcze jakieś nadzieje, że może Lena...
Miałam te nadzieje do dziś. Dziadek Andrzej przywiózł nam świeżego dorsza, którego złowił sam! w Bałtyku. Marcin dorsza upiekł. No i korzystając z okazji, ze zdrowe mięso, daliśmy spróbować Lenie. Co to się działo... Krzyki, piski, awantura. Że jeszcze. Że koniecznie. Że chce.
Pokornieję przy tych dzieciach.

Gucio tylko ciągle dopytuje czemu ja jem pasztet z soczewicy? I czy mu zrobię taki normalny.... A jaką ma przy tym minę!
Ech.

Brak komentarzy: